Na co dzień jasne ulice Toronto, powoli stawały się ciemne. Gdyby nie
uliczne lampy, byłby tu prawdziwy mrok. Po moich plecach przeszedł
dreszcz, gdy pomyślałam co może kryć się w tej ciemności. Albo raczej
kto. Na szczęście Toronto jest dosyć spokojnym miastem, a tym bardziej
część w której mieszkałam, więc nie musiałam męczyć swoich myśli złymi
wyobrażeniami o tym co mogłoby mi się tutaj stać.
Na chwilę obecną wolałam skupić się na przyjemniejszych rzeczach, o
których mogłabym myśleć podczas drogi na siłownię. Dzisiejszy dzień.
Tak. Był on zdecydowanie bardzo dobrym i przyjemnym dniem. Zabawne jest
to, że prawie wszystko co się zdarzyło ma związek z Justinem. Jest on
takim jakby światełkiem, który zaczął oświetlać moje życie. Zdaję sobie
sprawę z tego jak beznadziejnie to brzmi, ale... Taka jest prawda.
Chłopak, podczas tego krótkiego czasu kiedy się znamy, pokazał mi
tak wiele. Jest on zwariowany i zabawny. Opiekuńczy i poważny. Ciągle nie mogę uwierzyć, że taki wspaniały i uroczy człowiek w tak krótkim czasie został moim przyjacielem. Sama
jestem w szoku, ponieważ potrafiłam mu zaufać, ale ani trochę tego nie
żałuję. Dzięki tej decyzji zyskałam takiego niesamowitego przyjaciela
jakim jest Justin.
Wciągnęłam świeże, wieczorne powietrze, a wielki uśmiech wkradł się
na moją twarz. Jestem naprawdę szczęśliwa. Po dzisiejszej rozmowie z
szatynem mam wrażenie jakbyśmy znali się praktycznie całe życie. Zaczęłam czuć się przy nim bardzo swobodnie. Możne oprócz kilku momentów, gdy mnie skomplementował, a ja zrobiłam się cała czerwona, ale ogólnie jestem przy nim spokojna i wyluzowana. Dowiedziałam się o
nim mnóstwo rzeczy, tak jak i on o mnie. Teraz wiem, że przeprowadził
się z Kalifornii do Toronto, po tym jak jego mama urodziła córkę. Ma on
siostrę młodszą o dziewiętnaście lat, która żyje na tym świecie zaledwie trzy miesiące. Mówił mi, że jest strasznie słodka, a ja mam nadzieję, że kiedyś będę mogła ją poznać.
Śmialiśmy się przez kilkanaście minut, kiedy on znowu przypomniał mi o żarcie Lily ze stołówki. Musiałam mu wszystko wyjaśniać, że przyjaciółka wymyśliła to moje zauroczenie w nim tylko po to, żeby dowiedzieć się jak ma na imię. Ogólnie całą resztę drogi do domu spędziliśmy śmiejąc się tak bardzo, że zaczęły nas boleć brzuchy. Nawet pewna starsza pani, która nas mijała, spytała czy wszystko z nami w porządku. W sumie nie dziwię jej się. Nie codziennie widzi się parę nastolatków, którzy idą chodnikiem i zwijają się ze śmiechu.
Później, gdy staliśmy już pod moim domem nie chcieliśmy się rozstawać. Skłamałabym, gdyby powiedziała, że nie zachowywaliśmy się jak w jednej z tych wszystkich komedii romantycznych. Ostatecznie po kilkuminutowym "to pa, nie, nie, nie, nie idź jeszcze" postanowiliśmy, że pójdziemy do swoich domów i spotkamy się tego samego dnia na siłowni.
I tak oto byłam w drodze, aby ćwiczyć, chociaż ani trochę nie miałam na to siły. Myślałam nawet, żeby zadzwonić do niego i powiedzieć mu, że dziś się nie spotkamy, ale dwie rzeczy stały temu na przeszkodzie. Pierwsza, nie mam jak się z nim skontaktować. W sumie to nawet nigdy nie myślałam, żeby brać od niego numer telefonu. Tak wiem, głupia ja. Druga, to moja przyjaciółka, z którą rozmawiałam i powiedziała mi, że jeśli odwołam spotkanie to nie będzie się do mnie odzywać. Całe szczęście, że nie mówiła tego na poważnie, ale postanowiłam już nic nie zmieniać i spotkać się z nim tak jak to było umówione.
- Przepraszam - powiedziałam do osoby, na którą właśnie wpadłam. Byłam tak bardzo zamyślona, że nie wiedziałam jak idę i co się wokoło mnie dzieje.
- Nic się nie stało - odpowiedział ciemnowłosy chłopak, przy czym zaczął się dziwnie uśmiechać.
Chciałam odejść, kiedy on złapał mnie za ramie. Przez moje ciało przeszła fala dreszczy, a nogi stały się jakby miększe.
- Gdzie idziesz? - spytał udawanym słodkim głosem.
- Do sklepu - skłamałam starając się, aby mój głos nie zaczął drżeć i szybko wyrwałam się z jego uścisku.
Nie patrząc na niego zaczęłam iść w stronę siłowni. Wdech i wydech, wdech i wydech. Powtarzałam sobie w myślach. Byłam taka zdenerwowała, że zaczęłam iść bardzo szybkim tempem, a po chwili biec. Strach przejął nade mną kontrolę. Nie potrafiłam ani się obrócić by
sprawdzić czy przypadkiem za mną nie idzie, ani skupić na drodze. Przeszłam na drugą
stronę jezdni, nerwowo rozglądając się czy nic nie jedzie i zaczęłam
iść chodnikiem. Skręciłam na lewo w odpowiednią uliczkę, a kilka sekund
później potknęłam się i wylądowałam na betonowych schodach
Zaczęłam piszczeć, kiedy poczułam ogromny ból w lewej nodze.
Chciałam wstać, lecz nie mogłam. Leżałam na brzuchu, a moja stopa była
wykręcona w dziwny sposób. Zapewne jeśli ktokolwiek by mnie tu zobaczył
zacząłby się smiać. Dziewczyna leżąca na schodach i dziwnie się
wiercąca. Brzmi zabawnie, prawda? Tak, ja też uważam że nie. Tylko, że
tak jak nigdy wieczorem nie chcę mieć do czynienia z nikim nieznajomym,
dziś być chciała, żeby ktoś tu był i mi pomógł.
- Kurwa, kurwa, kurwa - przeklinałam pod nosem jakby mi to miało w
czymś pomóc. Delikatnie spróbowałam się podnieść, ale na marne, bo po
chwili znowu leżałam w tej samej pozycji.
Moje oczy wypełniły się łzami. Cholera nie, nie mogę teraz płakać.
Muszę się wsiąść w garść. Na raz, dwa, trzy wstanę. Powtarzałam do
siebie w myślach.
- Raz - szepnęłam - Dwa...
- Trzy - powiedziałam i spróbowałam zmienić moją pozycję z leżącej
na klęczącą. Przysięgam, że moja twarz w tym momencie wyglądała jakbym
grała w jakimś horrorze. Tak bardzo krzywiłam się z bólu, że zaczęły
mnie boleć wszystkie mięśnie na twarzy. Jednak ten ból to nic w
porównaniu z tym, który czułam w stopie.
Po kilku minutach, trwających dla mnie jak godziny, udało mi się
doczłapać do pobliskiego drzewa. No co? Chyba muszę się na czymś
podeprzeć. Oplotłam je obiema rekami i powoli starałam się stanąć na
prawej stopie, która prawie wcale nie bolała.
- Udało się - szepnęłam, a mały uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Amanda? - gdy tak gadalam do siebie przy drzewie, usłyszałam za
sobą już dobrze mi znany zachrypnięty głos. Odwróciłam swoją głowę do tyłu by
napotkać zdziwione spojrzenie Justina.
- Dlaczego stoisz na jednej nodze i przytulasz drzewo? - spytał i zaczął chichotać.
Okej, więc po raz kolejny pragnę zapaść się pod ziemię. Wiedziałam, że wyglądam idiotycznie, ale nie myślałam, że aż tak.
- Wywróciłam się i moja noga strasznie boli - mruknęłam nie nawiązując z nim kontaktu wzrokowego.
Chłopak szybko przestał się śmiać i pokonał dzielącą nas odległość,
po czym stanął dosłownie jeden krok przede mną. Zaczął mi się
przyglądać. Sprawiał wrażenie zmartwionego, a ja zupełnie nie wiedziałam
co zrobić oprócz nerwowego drapania się po głowie.
- Nie możesz stanąć na tej nodze?
- Gdybym mogła to bym to zrobiła - odpowiedziałam jecząc bo moja
prawa noga powoli zaczynała mnie boleć. On przeczesał dłonią swoje włosy
i mruknął coś pod nosem.
- Oj Amy, Amy, co ty byś beze mnie zrobiła - powiedział i odwrócił się tyłem do mnie.
Zmarszczyłam czoło. Dlaczego on stoi odwrócony do mnie plecami? O co mu chodzi?
- Wskakuj na barana - szepnął odwracając głowę do tyłu i patrząc
prosto w moje oczy. Skłamałabym gdybym powiedziała, że dreszcz nie
przeszedł całego mojego ciała przez sposób w jaki on wymówił te trzy
słowa.
Zmarszczyłam czoło - Ale po co?
- Jak to po co? Zaniosę cię do mojego domu, a potem odwiozę do twojego.
- Przecież sama potrafię...- chciałam dokończyć, ale stawiając lewą
stopę na ziemi, nie wytrzymałam i wywróciłam się - Cholera.
- Właśnie o tym mówię - zaśmiał się szatyn i pomógł mi wstać - A teraz przestań być taka uparta i wskakuj na barana.
- Nie jestem za ciężka? Może mam zejść?
Justin szedł ze mną na swoich baranach, a ja ciągle się bałam, że
jestem za gruba i mnie nie utrzyma. Wdrapałam się na nie z niemałym
problemem. Sama nie wiem czy mam się śmiać czy płakać z tego jak wielką
niezdarą jestem. Jednak to było strasznie slodkie i kochane ze strony
szatyna, że zaproponował mi tego rodzaju pomoc. Gdyby moja noga nie
bolała zapewne miałabym ogromny usmiech na twarzy, jednak teraz jedyne
co na niej widnieje to grymas spowodowany bólem. Aktualnie ściskałam
szyje przyjaciela i oplotłam nogami jego biodra, a on trzymał mocno moje
uda.
- Cholera Amy, powtarzasz mi to już setny raz. Nie, nie jesteś za
ciężka. Obiecałem to zaniosę cię do mnie. Już i tak niedaleko -
odpowiedział Justin będąc lekko poirytywanym.
- Ale...
- Żadnego ale. Jesteś leciutka i fajnie jest cię nosić na baranach,
więc przestań z tym swoim gadaniem - dodał, lekko podrzucając mnie do
góry.
- A ty jesteś słodki - szepnęłam mu do ucha, dopiero po chwili rozumiejąc co mu powiedziałam.
Chłopak zachichotał - Mówiono mi to.
Moją twarz oblał szkarłatny rumiemiec, gdy powiedział, że ja jestem
słodsza. Cholera, właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że mam
najlepszego przyjaciela pod słońcem.
- Lubię, gdy się rumiemisz - szepnął, ale bardzo dobrze to usłyszałam.
- A ja nie lubię - jęknęłam - Wyglądam wtedy jak burak.
- Przesłodki burak - zachichotał.
- Przestań - powiedziałam z oburzeniem, a on dalej sie śmiał.
- Dalej boli cię noga? - spytał z powagą w głosie. Jakim cudem on tak szybko zmienia swój nastrój?
- Niestety dalej, ale wydaje mi się, że nieco mniej - Justin westchnął.
- Jak wylądowałaś na chodniku. Przecież nie jest ślisko, ani nie masz żadnych szpilek ani...
- Po prostu się potknęłam - powiedziałam przerywając mu - Byłam
trochę zdenerwowana i nie patrzyłam pod nogi i bum. Nawet nie zauważyłam
kiedy, a już leżałam na betonowych schodach.
- Oj kotek, kotek, następnym razem musisz chodzić ostrożniej.
Zarumieniłam się przez jego dobór słów. Chyba pierwszy raz w życiu
ktoś mnie nazwał "kotkiem". To tak słodko brzmi, Justin jest taki
słodki. Głośno wciągnęłam świeże, wieczorne powietrze, a uśmiech
wpełznął na moją twarz.
- Co tam nucisz? - spytałam szatyna, gdy usłyszałam jak coś cichutko śpiewa.
- Nic, nic - widać było, że nie chce powiedzieć, ale ja nie chciałam dac za wygraną.
- No powiedz. Proosze - powiedziałam słodkim głosem i wtuliłam się w jego szyję.
- Nie.
- Justin - żachnęłam się.
- Amanda - powiedział tym samym tonem.
- Justin.
- Amanda.
- Justin.
- Amanda.
- Ju... Dobra, ta gra jest głupia.
- Wiedziałem, że wygram - zaśmiał się, a po chwili ja do niego dołączyłam.
- Mówiłeś mi, że chodziłeś śpiewać do tego opuszczonego teatru... -
zaczęłam, gdy już się uspokoiliśmy - Skoro śpiewałeś tam, to mógłbyś
coś dla mnie zaśpiewać?
- Eee, nie wiem czy to najlepszy pomysł.
- Zaśpiewasz i o nic już nigdy cię nie będę prosić.
- Okej, przekonałaś mnie, ale pamiętaj, trzymam cię za słowo -
zachichotał i uszczypnął moje udo przez co podskoczyłam - Spokojnie, bo
mi jeszcze spadniesz, a tego byśmy nie chcieli.
- To zaczynaj kotku - szepnęłam do jego ucha.
- Kotku? - spytał rozbawiony - Nie jestem kotkiem, ty nim jesteś, kotku - powiedział i znowu uszczypnął moje udo.
- Justin - zapiszczałam - Przestań mnie szczypać.
- No nie wiem, masz takie szczypliwe uda - odparł powstrzymując śmiech.
- Szczypliwe? Co to ma być. Jesteś czasami taki głupi - zaczęłam chichotać a on do mnie dołączył.
Krótka droga do jego domu, jednak nie była taka krótka, a on ciągle
niósł mnie na swoich baranach. Już miałam się go spytać, czy
przypadkiem nie jestem za ciężka, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w
język, nie chcąc go znowu denerwować.
- Powiem ci coś, ale proszę, nie śmiej się ze mnie i nikomu o tym
nie mów - powiedział półszeptem, gdy skończyliśmy się już śmiać.
- Mam się bać? Nie będę się śmiać, przysięgam.
- To nic strasznego - zachichotał - Chyba... Nie chcę żeby ktokolwiek o tym wiedział.
- Tak bardzo mi ufasz, że chcesz powierzyć mi swoją tajemnicę? - szepnęłam, a on pokiwał twierdząco głową.
- No więc - powiedziałam przerywając dziwną ciszę panującą między nami - Pinky promise?
- Co? Nie mów mi, że ty też zawsze chciałaś to zrobić - kiedy
zobaczyłam jak kąciki jego ust poszły do góry, moje zrobiły to samo.
- To jedno z moich tych głupich marzeń - zachichotałam - Więc jak?
- Pinky promise - powiedział Justin, przed czym stanął w miejscu i
ściągając prawą rękę z mojego uda, wyciągnął mały palec w moim kierunku.
- Pinky promise - szepnęłam łapiąc swoim palcem jego.
Po kilkunastu sekundach puściliśmy swoje palce i ręka Justina wróciła na jej dawne miejsce, a moja na jego szyję.
- Piszę piosenki - powiedział i nie widziałam dokładnie, ale daję
sobie glowe ugiąć, że jego policzki się zarumieniły - Chciałaś żebym
zaśpiewał dla ciebie, więc zaśpiewam...Moją piosenke. Wiem, że jest
beznadziejna, ale...Ale chciałbym żebyś ją usłyszała. Może akurat ci się
spodoba - zaśmiał się, ale wyraźnie słyszałam, że jest to nerwowy
chichot.
- Z przyjemnością jej posłucham - odpowiedziałam.
- Napisałem do tej piosenki nuty i powinienem zagrać gitarą, ale nie mam jej przy sobie i...
- Po prostu spiewaj - przerwałam mu widząc jak się denerwuje.
Chłopak wziął głęboki wdech i już po chwili usłyszałam jego głos, anielski głos.
- I never thought that it be easy
Cause we both so distance now
And the walls are closing in on us
And we're wondering how
No one has a solid answer
But just walking in the dark
And you can see the look on my face It just tells me apart
So we fight through the hurt
And we cry and cry and cry and cry
And we live and we live and we learn and we learn
And we try and try and try and try
Jego głos był cudowną muzyką dla moich uszu. Nie sądziłam, że
szatyn potrafi tak cudownie śpiewać. Uważnie słuchałam tekstu piosenki.
Był taki smutny i przepiękny. Miałam wrażenie jakby to Justin przez tą
piosenkę opowiadał o czymś co go spotkało. Zamknęłam oczy, mocno objęłam
jego szyję, przytuliłam swój policzek do jego i wsłuchiwałam się w ten magiczny śpiew.
- So it's up to you and it's up to me
That we meet in the middle
On
our way back down to earth
Down to earth down to earth
On our way back
down to earth
Mommy you will always and somewhere
And daddy I live outta town
So
tell me how could I ever be normal somehow
You tell me this is for the
best
So tell me why am I in tears
So far away and now I just need you
here
So we fight so we fight through the hurt through the hurt
And we cry
and cry and cry and cry
And we live and we live and we learn and we
learn
And we try and try and try and try
So it's up to you and it's up to me
That we meet in the middle
On our
way back down to earth
Down to earth down to earth
On our way back down
to earth
We fell so far away from where we used to be
Now we're standing and
were do we go
When there's no road to get to your heart
Let's start over
again
So it's up to you and it's up to me
That we meet in the middle
On our
way back down to earth
Down to earth down to earth
On our way back down
to earth
I never thought that it be easy
Cause we both so distance now
And the walls are closing in on us
And we're wondering how.
~~
Co sądzicie o rozdziale? Który moment podobał wam się najbardziej?
Strasznie was przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego. Przynajmniej teraz miałam dużo czasu, żeby napisać dłuższy rozdział niż zwykle więc oto i on! Mam nadzieje, że podoba wam się i treść i długość. Jak zapewne każdy zauważył blog ma nowy szablon. Wydaje mi się, że teraz jest ładniej i lepiej się czyta, a wy co myślicie?
Nie zanudzając już was dłużej, do następnego
@dimnesss
szablon przecudowny ♥ rozdział jeszcze cudowniejszy i jak sobie puściłam Down To Earth to sie popłakałam kolejny raz dzisiaj ♥
OdpowiedzUsuńJaki cudowny szablon Piękny naprawdę a co do rozdziału oczywiście tak jak zawsze perfekcyjny
OdpowiedzUsuńWszystko jest cudowne. To w jaki sposób ze sobą rozmawiają *-*.
OdpowiedzUsuńDajcie mi takiego Justina )
@ayejdbx
Świetny:)
OdpowiedzUsuńjeju, chcę takiego przyjaciela Justina :(
OdpowiedzUsuńrozdział fgjhknfdxhjmedxs, czekam na następny
@misteelly
wszystko cudowne. oni są tacy idealni razem. swietnie piszesz. czekam na nn.
OdpowiedzUsuńUwielbiam momenty pomiedzy nimi. Sa tacy przeuroczy
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńJejku kocham to opowiadanie ♥ Czekam na next'a :D
OdpowiedzUsuńjest super! czekam na nowyy!
OdpowiedzUsuńI kolejny cudowny rozdział. Kocham tę dwójkę. Są przesłodcy. Wspaniale jest mieć takiego przyjaciela jak Justin.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze prześliczny szablon!
OdpowiedzUsuńPo drugie jejku! Justin jest taki uroczy. Też chciałabym takiego przyjaciela, który składałby sobie ze mną obietnice na mały maluszek, dzielił sekretami i śpiewał mi piosenki. Razem z Amandą są najsłodszą parą przyjaciół pod słońcem. Główna bohaterka jest nieśmiała i ma te swoje lęki, ale to wcale nie odbiera jej uroku, jest jedną z moich ulubionych bohaterek, a sporo opowiadań już przeczytałam.
Z utęsknieniem czekam na więcej xx
@sprzedamdusze
jejku booski..czekam na NN oby był szybko <333
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, jest taki słodki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Amy z Justin się tak bardzo zaprzyjaźnili i ufają sobie.
Z niecierpliwością czekam na nn <3
@belieberwika
Aww swietny
OdpowiedzUsuńświetny rozdział:-) strasznie spodobało mi się to opowiadanie wiec dodaje się do obserwatorów :-)
OdpowiedzUsuńwspaniałe opowiadanie:) jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńKocham Cię i to opowiadanie też ♡
OdpowiedzUsuń@kasq_00
wiedz, że to jest najlepsze opowiadanie jakie do tej pory czytałam! oczywiście nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3 idealny justin gtmkrghtr
OdpowiedzUsuńto opowiadanie sprawia że się uśmiecham
OdpowiedzUsuńdziękuje<3
cudowny nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) <3
OdpowiedzUsuńBosko piszesz. Zakochałam się w twoim opowiadaniu <3.
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, dużo sie dzieje. Amanda i Justin to słodka para. Czekam na nn ;)
OdpowiedzUsuńCudowny jak zawsze ! <3 / @RomcixBiczes
OdpowiedzUsuńO matko to jest genialne <33
OdpowiedzUsuńSuper super i jeszcze raz super :* kocham cie ♥♥♥
OdpowiedzUsuń