19 sty 2014

★Siódmy

     - Hej tam, śpiąca królewno, obudź się - usłyszałam czyjś głos i poczułam lekki podmuch wiatru na swojej twarzy, więc chcąc nie chcąc leniwie otworzyłam swoje powieki.
     Zaraz, zaraz. Co tu się dzieje. Dlaczego ja spałam. Gdzie ja jestem? Podniosłam wzrok do góry i napotkałam spojrzenie Justina. Dlaczego ja leżę na jego kolanach? Co my robimy na jakiejś ławce?
     - Oh, nareszcie się obudziłaś - powiedział i zaczął chichotać - Nie wiedziałem, że jest możliwość, żebyś usunęła na moich baranach.
     Jest mi tak wstyd. Ostatnie co pamiętam to jak Justin śpiewał, ja wsłuchiwałam się w tą muzykę, a potem... No właśnie, potem musiałam usunąć.
     - Przepraszam - wydusiłam z siebie i zakryłam twarz swoją dłonią, aby chłopak nie widział jak się rumienię. Pieprzone rumieńce. Nienawidzę was!
     - Jest okej - szepnął i zdjął rękę z mojej twarzy - Nie ukrywaj się przede mną - dokończył i posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.
     Wpatrywaliśmy się w swoje oczy, a wokół nas panowała idealna cisza. Żadnych hałasów, żadnych odgłosów wydawanych przez zwierzęta czy owady. Powietrze było takie świeże, zupełnie jak po burzy.
     - Ale tu przyjemnie - powiedziałam.
     - Mhm i wcześniej też by tak było gdybyś nie chrapała - przyznał szatyn powstrzymując śmiech.
      - Przestań się ze mnie nabijać - warknęłam i żartobliwie klepnęłam Justina w policzek - Przecież ja nigdy nie chrapię. Musiało ci się coś przesłyszeć.
     - Kotku, jesteś taka słodka jak śpisz, więc tylko sobie wyobraź jak słodka jesteś, gdy chrapiesz - powiedział i wybuchnął głośnym śmiechem.
     Zmrużyłam oczy i podniosłam się z jego kolan. To nie jest wcale śmieszne. Jednak chyba tylko ja tak uważam bo Justin prawie umierał ze śmiechu. Zginął się w pół i złapał za swój, najprawdopodobniej, bolący brzuch.
     - Dobrze ci tak - syknęłam i odwróciłam się do niego plecami.
     Po chwili już nie słyszałam słodkiego śmiechu Justina i między nami znowu panowała cisza.
     - Ej, Amy. Chyba nie jesteś na mnie zła - szepnął mi do ucha tak niespodziewanie, że podskoczyłam do góry i spadłam z ławki. Nie lecąc długo, szybko wylądowałam na plecach na zimnej ziemi.
     - Auć, mój tyłek - mruknęłam krzywiąc się.
     Podpierając się na łokciach spojrzałam w górę na Justina. Ten zamiast się mną przejąć, czy zamiast mi pomoc trzymał pięść przy swoich ustach próbując powstrzymać śmiech.
Chwilę na niego patrzyłam zanim sama nie wybuchłam śmiechem, a on do mnie dołączył.
     - Wyglądałeś...tak...śmiesznie - wydusiłam z siebie w przerwach między chichotem.
     - Twoja mina, gdy spadałaś, wygrała wszystko - powiedział szatyn i zaczął się śmiać jeszcze bardziej, jeśli to w ogóle możliwe.
      Po jakiś pięciu minutach w końcu się uspokoiliśmy. Przez ten śmiech nie mogłam złapać oddechu.
     - Mam dość - westchnęłam i z uśmiechem na ustach opadłam na ziemię.
     Po chwili poczułam jak czyjeś ręce łapią mnie za ramiona i podnoszą do góry - Co jest?
     - Nie możesz leżeć na ziemi bo jeszcze się przeziębisz - odpowiedział Justin i ponownie położył moją głowę na swoje kolana, a resztę ciała, na ławkę.
     - A tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? - spytałam spoglądając na twarz chłopaka.
      - Na ławce koło mojego domu - odparł - Gdy zorientowałem się, że usnęłaś to postanowiłem, że usiądę tu z tobą i cię obudzę. No wiesz, moi rodzice mogliby się zastanawiać dlaczego przyszedłem  do domu ze śpiącą dziewczyną na swoich baranach.
     Zaśmiałam się - To na pewno byłoby dziwne.
     - A jak eee jak długo spałaś - spytał i podrapał się po głowie.
     - Jeśli masz na myśli to czy słyszałam jak śpiewasz to tak, słyszałam - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego - I...uważam, że masz wielki talent. Nie dość, że potrafiłeś napisać coś tak wspaniałego to jeszcze śpiewasz tak dobrze.
     - Naprawdę tak myślisz? - powiedział jakby nie wierzył w to co właśnie usłyszał.
     - Naprawdę. Nigdy bym cię nie okłamała.
     Przez twarz Justina przemknął jakby grymas. A może mi się zdawało? Musiało mi się wydawać, bo sekundę później chłopak posłał mi swój cudowny uśmiech.
     - Zimno mi - szepnęłam wstając z kolan przyjaciela.
     Nie wiem która godzina była dokładnie. Zapewne było już grubo po dwudziestej pierwszej   i robiło się coraz zimniej. Miałam na sobie tylko cienką niebieską bluzę dlatego czułam zimno dwa razy bardziej niż zwykle o tej porze.
     - Pójdziemy do mojego domu, dam ci coś cieplejszego do ubrania i odwiozę cię do twojego, okej? - spytał chłopak i wstał z ławki.
      Pokiwałam głową i chciałam wstać, ale gdy tylko postawiłam obie nogi na ziemi i podniosłam swój tyłek, musiałam ponownie usiąść na ławce.
     - Noga - wydusiłam z siebie i złapałam za bolące miejsce.
     W jednej sekundzie Justin schylił się, delikatnie podniósł moją nogę i położył ją na swoim kolanie, uprzednio siadając obok mnie na ławce.
     - Nie martw się. Postaram się coś z tym zrobić - powiedział i zaczął ściągać mojego buta.
     Przyglądałam się jego poczynaniom i jedno pytanie nie dawało mi spokoju. Co on zamierza zrobić?
    - Rozmasuję to miejsce i jeśli z twoją nogą nic poważnego, to powinno mniej boleć - odpowiedział, na nie zadane przeze mnie pytanie.
     - Ale... - chciałam powiedzieć, że przecież nie trzeba, nic mi nie jest, jednak uszczypnęłam się w język. Nie mogę stać na tej nodze. Jednak coś mi jest.
     Chłopak zaczął ściągać mojego buta, a później skarpetkę i ze stoickim spokojem zabrał się za rozmasowywanie bolącego miejsca. Był taki delikatny, a to co robił naprawdę przyjemne. Jednak wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć.
     - I jak? - spytał.
     Szybko założyłam to, co Justin ze mnie ściągnął i powoli zaczęłam wstawać.
     - Cholera - powiedziałam i rozszerzyłam swoje oczy - Twoje ręce działają cuda - zawołałam i rzuciłam się przyjacielowi na szyję.
     Ten tylko zaczął chichotać i złapał mnie w talii - Wiem.
     - Jaki skromny - prychnęłam i wbiłam mu palec w bok tak, że lekko się zgiął - Ale dziękuję - dodałam i posłałam mu szeroki uśmiech.




     - Ale bądź cicho.
     Przewróciłam oczami - Mówisz mi to już setny raz. Justin, przecież zrozumiałam za pierwszym.
     - Okej, okej - szepnął i złapał mnie za rękę ciągnąć do środka swojego domu.
     Wcześniej zamiast ruszyć tyłek i iść do swojego domu, wolałam śmiać się i rozmawiać z moim przyjacielem. Nim się obejrzeliśmy była godzina dwudziesta trzecia. Justin powiedział, że nie puści mnie o tej porze samej do domu, co chciałam zrobić. W sumie to bardzo się cieszę, że jest taki uparty i przekonał mnie do tego, że odwiezie mnie samochodem do domu. Jest tak ciemno i późno, a ja chciałam sama wracać. Kto wie co mogło by mi się stać, albo kogo mogłabym spotkać.
     Przez moje rozmyślanie nie skupiłam się na tym gdzie idę i wpadłam w plecy Justina, gdy nagle się zatrzymał.
     - Co jest? - szepnęłam do niego.
     Musieliśmy iść na palcach, żeby nikt nas nie usłyszał. Z tego co szatyn mi mówił, jego rodzice nie puścili by go nigdzie o tej porze, dlatego mamy szybko, cicho i nie zauważalnie tam wejść, wsiąść klucze, a później wyjść.
     - Tutaj zaczynają się schody - odszepnął - Proszę, nie wywal się - dodał i mogę się założyć, że zaczął się uśmiechać. Najwyraźniej Justin już zauważył jak wielką niezdarą jestem.
     Cały czas trzymając się za ręce, powoli wchodziliśmy na górę. Strasznie mi się to podobało. Mam na myśli, skradanie się po schodach, a nie trzymanie się za ręce. Chociaż to drugie... Okej, przyznaję się bez bicia, uwielbiam kiedy trzymamy się za ręce. Jesteśmy przyjaciółmi, ale przyjaciele chyba takie coś czasami robią, prawda? A co do skradania. Czuję się jakbym grała w jakimś filmie, gdzie główna bohaterka wróciła późno z imprezy i chce niezauważalnie wrócić do swojego pokoju.
     Chciałam położyć swoją nogę na kolejnym stopniu, ale najwyraźniej schody się skończyły. Straciłam równowagę i już myślałam, że upadnę i narobię wielki hałas, kiedy ręce Justina złapały mnie w talii.
     Przysięgam, od dzisiaj będę się nazywać Amanda Największa Niezdara Na Świecie Steele. Mam nadzieję, że posiadanie pięciu imion jest możliwe.
     - Co ty byś beze mnie zrobiła - szepnął szatyn, gdy przybliżył się do mnie i pomógł mi wstać - Jeszcze kawałeczek i będziemy w moim pokoju. Chodź - dodał ponownie łapiąc moją rękę i ciągnąc mnie w jakimś kierunku.
     Teraz szłam uważnie i skupiłam się na drodze, mimo tego, że przez ciemność nic nie widziałam. Dzięki mojemu szybkiemu refleksowi, którego nagle zaczęłam posiadać, stanęłam w miejscu zanim wpadłabym kolejny raz na plecy Justina. Chłopak chwycił klamkę i otworzył drzwi do, zapewne, swojego pokoju. Szłam za nim i odetchnęłam z ulgą kiedy zamknął drzwi i nareszcie włączył światło.
     - Udało się - powiedział i zaczął poruszać zabawnie swoimi brwiami.
      Przyzwyczajając się do jasnego światła zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znajdywałam. Trzy ściany były koloru szarego, a czwartą pokrywała szaro-biała tapeta. W rogu pokoju stało sporych rozmiarów łóżko, przykryte białą pościelą. Na lewo od niego była szafka nocna, a jeszcze bardziej na lewo trzy szafy stojące obok siebie. Pokój był duży, dlatego zmieściło się tu także biurko, fotel, telewizor i duża stojąca lampa, a mimo tego wciąż było dużo miejsca.
     - Załóż to - szepnął do mojego ucha, nikt inny niż Justin i założył jakąś bluzę na moje ramiona.
     - Dziękuję - powiedziałam i wsunęłam ręce rękawy ubrania - A ty? Pójdziesz tak? - spytałam patrząc na niego ubranego w czarne rurki i cienką bluzkę na długi rękaw.
     - Mi jest ciepło - odparł i przeczesał włosy swoją ręką posyłając mi uśmiech. On jest taki uroczy.
     - Ale nie chcę żebyś się przeziębił - jęknęłam.
     - Martwisz się o mnie?
     - Tak, Einsteinie. Myślałam, że to jest jasne.
     Chłopak nic nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie do ciasnego uścisku - Jasne, jasne. Po prostu się upewniałem.
     - Okej - zaśmiałam się, kiedy po kilku minutach wciąż mnie nie puścił - Zgniatasz mnie.
     Odsunął się ode mnie i zrobiło mi się jakby zimniej. Od Justina emanuje takie cudowne ciepło, że mogłabym przytulać go godzinami i wciąż byłoby mi mało, ale teraz niestety musiałam wracać do domu.
     - Przepraszam.
     - Przecież nic się nie stało - odpowiedziałam i złapałam jego policzek, lekko go ciągnąc - Lubię cię przytulać.
     - Ja też uwielbiam cię przytulać, ale co ty robisz? - zaśmiał się ściągając moją rękę.
     - Ja? Nic - odpowiedziałam i robiąc słodką minę zaczęłam mrugać oczami. Chłopak pokiwał głową dając mi znak, żebym nie udawała.
     - Chodź tu - powiedział siadając na łóżku i klepiąc miejsce obok siebie.
     Zrobiłam to co mi kazał i oparłam głowę o jego ramię. Było już dosyć późno, a ja zrobiłam się zmęczona.
     - Śpiąca? - spytał, gdy ziewałam.
     - Mhm.
     - Nie wyspałaś się śpiąc na moich ramionach - zrobił minę szczeniaczka i popatrzył na mnie, a ja zaczęłam się śmiać.
     - Czasami jesteś taki głupi.
     - Powiedz mi coś nowego.
     Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Z kim ja się przyjaźnię?
     - Dałbyś mi pograć w jakąś grę na swoim telefonie? - spytał kilka minut później, gdy ponownie trzymałam głowę na jego ramieniu, a moje oczy się zamykały.
     - Eee, okej. Trzymaj - powiedziałam wygrzebując telefon z kieszeni swoich spodni i podając mu go.
     Byłam taka zmęczona, że nawet nie chciało mi się sprawdzać co on robi na tym telefonie. Najchętniej poszłabym spać. Mimo tego, że wiedziałam o tym, że muszę wrócić do domu to zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
     Obudził mnie dźwięk mojej ulubionej piosenki. Wyciągnęłam rękę do góry, żeby wyłączyć to dziadostwo, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że dotykam czyjejś twarzy, a nie swojej szafki nocnej. Natychmiast podniosłam obie powieki do góry i westchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Justina z idiotycznym uśmiechem na ustach.
     - Znowu usunęłaś - przyznał i zaczął chichotać.
     Posłałam mu spojrzenie typu "nie komentuj tego, albo coś ci zrobię" i wyciągnęłam rękę po swój telefon znajdujący się w jego dłoni.
     - Najseksowniejszy kot na świecie dzwoni. Co? - prawie krzyknęłam spoglądając na ekran.
     Justin. Chciał mój telefon. Ja głupia zaufałam mu, gdy powiedział, że chce tylko pograć.
     Zmrużyłam oczy patrząc na przyjaciela, a ten słodko się do mnie uśmiechnął.
     - Miałeś pograć, a nie zapisywać swój numer.
     - Ha! Czyli uważasz mnie za najseksowniejszego kota na świecie. Nie powiedziałem, że to ja, a ty widząc nazwę wiedziałaś. Uważasz, że jestem seksowny - odpowiedział śmiejąc się.
     Prychnęłam - Ja po prostu... Ja... No okej... Uważam, że jesteś seksowny.
     - Dobrze, że w końcu to przyznałaś - powiedział szepcząc mi do ucha.
     - Ale głupi też - dokończyłam wystawiając mu język.
     - Oj Amy, Amy.
     - Oj Justin, Justin - przedrzeźniałam go.
     - Wstawaj to cię odwiozę, bo jeszcze znowu mi tu uśniesz - powiedział, widząc jak ziewam.
     - Okej - odpowiedziałam i leniwie wstałam z łóżka, a później się przeciągnęłam - Chodźmy.
     - Ale pamiętaj o tym co ci wcześniej mówiłem. Musimy być...
     - Pamiętam, pamiętam. Cicho. Musimy być cicho, a teraz chodźmy - przerwałam mu będąc lekko zniecierpliwioną.
     Chłopak wyłączył światło w swoim pokoju i złapał mnie za rękę. Znowu jedyne co widziałam to ciemność. Szłam na palcach trzymając wolną rękę na plecach szatyna. No co? Nie chcę już więcej wpaść na niego, a kto wie czy mój szybki refleks dalej ze mną jest czy już zdążył pójść spać.
     - Teraz schody - szepnął i szukając po omacku złapałam się barierki.
     Zeszłam ze schodów na szczęście bez żadnego potknięcia. Szliśmy dalej, w tej samej pozycji w jakiej byliśmy przed schodami i wszystko byłoby wspaniałe, gdyby nie jedna rzecz. Mój telefon, który nagle zaczął dzwonić.
     Przeklęłam na siebie w myślach za to, że nie wyłączyłam głosu i szybko wyciągnęłam go z kieszeni. Oczywiście moje dwie lewe ręce nie utrzymały go, więc mój telefon spadł na podłogę i narobił nie mało hałasu. Słyszałam jak Justin przeklnął coś pod nosem i podniósł, podając mi go. Spojrzałam na ekran. Mama dzwoni. Cholera.
     - Co tu się dzieje? - usłyszałam męski głos zbliżający się w naszym kierunku.
      Złapałam Justina za bluzkę nie do końca wiedząc co robić. Ten, nie czekając na nic ani sekundy dłużej, pociągnął mnie na przód chcąc wyjść z domu. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się jasno przez zapalone światło. Oboje zastygliśmy w miejscu. Dostrzegłam jakiegoś mężczyznę stojącego kilkanaście kroków przed nami, który patrzył na nas.
     - Co tutaj się dzieje?
     Cholera. Cholera. I jeszcze większa cholera.

~~

Z Amandy jest taki śpioch. Co myślicie o relacji tej dwójki?
Okej, więc miałam dodać rozdział wczoraj, ale spóźniłam się jakieś 40 minut, więc chyba nie jest tak źle, prawda? Dokańczałam go prawie zasypiając. Niestety nie miałam tak fajnie jak Amanda i Justin nie siedział obok mnie. No cóż. Dodaję go, poinformuję was i idę spać. Jutro sprawdzę i poprawię ewentualne błędy.

@dimnesss

23 komentarze:

  1. Twoje opowiadanie przybiera "kształtów". Robi się coraz ciekawiej i czuje ten nie dosyt po przeczytaniu rozdziału. Czekam na kolejne ;)) Jestem ciekawa jak się potoczą losy Justina i Amandy

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie! Relacja Amy i Jusa jest taka asdfghjkl, mega urocza i w ogóle to jak siebie traktują jest przesłodkie, jejku serio, tak bardzo im zazdroszczę tej znajomości. Podczas czytania cały czas na mojej twarzy widniał uśmiech! Jestem ciekawa co wyniknie z tego, że ich nakryli.
    Całuski,
    @sprzedamdusze

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju co kolejny rozdział to większy niedosyt czuję. Relacja Amy i Justina to omg djxdjcjvdj tacy słodcy ucsgvjijc

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tej Amandy jest taki śpioch jak ze mnie, tylko koło mnie Justin nie siedzi :"(
    świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku ja też tak chce..romantico..heheh...kocham twoje opowiadania..czekam na NN oby był szybko, bo jestem ciekawa co powie jego ojciec..kocham <3333

    OdpowiedzUsuń
  6. Z rozdziału na rozdział co raz lepszy !! xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie jest cudowne *-*
    Z rozdziału na rozdział coraz słodsze :) Masz ogromny talent.
    Z niecierpliwością czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dwa słowa. Uwielbiam to! ;d
    Spisałaś się na medal. Ciekawe jak wyjaśnią to tacie Justina hah
    @ayejdbx

    OdpowiedzUsuń
  9. jejku tak bardzo kocham to opowiadanie, pisz szybko kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam Cię do Liebste Blog Award ! ^^ Więcej na http://this-is-my-life-brooklyn.blogspot.com/p/lbster.html

    OdpowiedzUsuń
  11. hdjdksjsjdhdjd, robi sie coraz ciekawiej, amy i jus są strasznnie słodcy, idealni <3 nie moge sie doczekać soboty :* masz ogromny talent

    OdpowiedzUsuń
  12. Koooooooooooooooooooocham to ♥
    mam nadzieje że tych rozdziałów będzie o wiele więcej XD

    OdpowiedzUsuń
  13. Dlaczego oni nie są parą?! Tworzyliby najlepszą parę na świecie. Kocham to jak on się nią opiekuje, jak sobie żartują. Kocham to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ehh uwielbiam to <33!

    OdpowiedzUsuń
  15. jaki cudowny rozdział isajkdjksa czy tylko ja mialam skojarzenia jak ona powiedziała ''Twoje ręce działają cuda'' i ''Szybko założyłam to, co Justin ze mnie ściągnął'' hahahaha

    OdpowiedzUsuń
  16. Cuudowneee opowiadanie :*
    Zapraszam do mnie http://it-only-remains-to-believe.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeżeli chciałabyś zwiastun, zapraszam na CREATIVE-TRAILERS.BLOGSPOT.COM, gdzie możesz go zamówić u mnie.:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. świetne opowiadanie i piękny wygląd bloga :)
    zapraszam do mnie na http://diffrentunderstood.blogspot.com/
    może Ci się spodoba x

    OdpowiedzUsuń
  19. Jejciu Amanda i Justin są meeega słodcy :)
    Cały czas zastanawiam się w jakiej kwestii Justin okłamał Amy, mam już kilka 'teorii' ale raczej to nie pasowałoby do Justina.... no nic, czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jezus Amanda i Justin sa tacy slodcy. Piekny rozdzial czekam na nastepny :) / tt - @weronikaugh

    OdpowiedzUsuń